czyli to, co tygryski lubią najbardziej
Ci wszyscy, którzy mnie znają nieco lepiej wiedzą, że las to mój drugi dom i najchętniej zamieszkałabym tam na stałe. Wielokrotnie odgrażałam się, że wykopię sobie ziemiankę i w niej zamieszkam. W środku lasu, rzecz jasna.
Do czynów jeszcze nie doszło, ale jak tylko mogę, to korzystam z okazji pospacerowania po lesie. Czuję się tam naprawdę bardzo dobrze, zielono wokół, brak zgiełku a jedyny hałas, to drące się sójki tudzież inne skrzydlate.
Dzisiaj, chcąc spędzić więcej czasu w towarzystwie Zezia, wybrałam się w okolice Olka do znanego mi leśnego uroczyska.
Auto zostawione przy drodze, Zezol w uprzęży biegowej, pasek z bidonem dla siebie i klamerka z buteleczką dla Zezia (podziękowania dla Ani za to ustrojstwo) i można śmigać,
Zabrałam tym razem ze sobą również kijki do NW, ale nie był to pomysł mocno trafiony. Potknęłam się o nie coś koło 4 razy, z czego jeden mocno efektowny piruet wykręciłam na oczach jadącego za mną rowerzysty.
Po tym zdarzeniu kijki były noszone, ale frajdy ze spaceru nie utraciłam. Pętelka zrobiona, fotki strzelone, Zezol zadowolony a mnie pyknęło ponad 5km.
Polecam wszystkim, którzy chcieliby zacząć jakąkolwiek fizyczną aktywność. Ze spacerów poza tym się nigdy nie wyrasta i można być sportowcem na wysokim poziomie a jednak one mają w sobie jakąś magiczną siłę, która pozwala odpocząć i głowie i sercu.