Miało być mocno i było mocno. Było tak mocno, że przez 5 dni musiałam zrobić sobie wolne od jakichkolwiek treningów. Zrezygnowałam z roweru, zostawiając wyłącznie dojazdy do pracy, zrezygnowałam z basenu (tu trochę dobrze, bo pogoda nie rozpieszczała a ja przecież dojeżdżam tam rowerem), zrezygnowałam z biegania. A wszystko dlatego, że zachciało mi się wystartować z przodu i sprawdzić na jakim, tak naprawdę, jestem poziomie w tym nordic walkingu.
Tradycyjnie od 3 lat pojechałam do Gdyni uczcić Święto Niepodległości. I chociaż w pierwotnych planach na początku roku miał to być mój debiut w biegu na 10km, to po kilku kontuzjach w sezonie, jak i zwyczajnie braku przygotowania, postanowiłam jednak pójść z kijkami.
A, że mi się wydawało, że moja forma znacząco różni się od tej zeszłorocznej, to sprawdzenie się w gronie najlepszych, wydawało mi się pomysłem na medal.
Jak wymyśliłam, tak i wykonałam zadanie. Ustawiłam się na początku startującego tłumu i ruszyłam mocno do przodu, licząc na to, że część osób po mocnym początku nie wytrzyma narzuconego sobie tempa. Tak to przynajmniej wygląda w biegach więc i w tej konkurencji mogło wyglądać podobnie.
Było całkiem szybko, nie ma co opisywać krok za krokiem i stukot kijka za stukotem kijka. Starałam się iść jak najszybciej, co fajnie sfilmował mój super kibic i wsparcie, Przemek.
Kiedy już wpadałam na metę, zmęczona jak diabli, to wydawało mi się, że moje miejsce jest dość wysokie. Niewiele osób mnie wyprzedziło więc liczyłam na dobrą pozycję, Sprawdzając czas na zegarku i wyniki ostatnich zawodów, wyszło nam, że osiągnięty przeze mnie wynik mieści się w pierwszej trójce kategorii wiekowej.
Po szybkiej konsultacji z Przemkiem postanowiliśmy poczekać na ogłoszenie wyników i dekorację. Głupio byłoby pójść do domu, gdyby jednak udało mi się zająć jakieś premiowane miejsce.
Czekaliśmy, czekaliśmy…ale niestety jeszcze nie tym razem.
Zajęłam 17 miejsce w swojej kategorii wiekowej idąc wolniej o około 3 minut od 3-go miejsca. Jest co poprawiać i szanse na pudło rosną z roku na rok.
Pozostaje tylko pytanie: kontynuować marsze już tak tradycyjnie czy próbować sił w biegu na 10km?
Decyzję podjęłam właśnie dzisiaj, podczas pisania bloga.
Będę nadal chodzić z kijami w ten Dzień Niepodległości a debiutancki start w zawodach na 10km trasie zostawiam na inną okazję. Już nawet wiem jaką, ale o tym napiszę w kolejnej odsłonie.
Bardzo fajnie! Nigdy nie chodziłam z kijkami, może kiedyś spróbuję 🙂 I te leginsy super wyglądają!