Przymusowa zmiana planów

czyli #zostańwdomu

Nadszedł ciężki czas dla nas wszystkich. Plany sportowe ulegają zmianie z uwagi na odwołane czy przekładane zawody. Zaleca się pozostanie w domu, żeby do minimum ograniczyć ryzyko zarażenia i rozprzestrzeniania się wirusa.

Ja również zamierzam zrobić wszystko, żeby ani nie narażać siebie, ani swoich bliskich na zarażenie wirusem. Mimo tego, że muszę chodzić do pracy (stan na dzień dzisiejszy), to nie odwiedzam nikogo bez potrzeby i nie pakuję się w żadne skupiska ludzkie. Jedyną potrzebą jest wyjście z Zeziem na spacer czy zrobienie drobnych zakupów w osiedlowym sklepie. Ale na spacery wychodzę w rejony, gdzie nie za wiele osób się kręci a zakupy robię z samego rana, gdy ruch osobowy jest niewielki.

Co do trenowania, to nie porzucam absolutnie aktywności. Do pracy i do domu dojeżdżam tradycyjnie rowerem, a wieczory spędzam siedząc na trenażerze zwiedzając zwiftową Watopię czy inne wirtualne miejsce na świecie.

Mówią mądrzy ludzie, żeby nie robić ciężkiego treningu, bo ciężki trening osłabia organizm a teraz odporność jest kluczowa. Dla mnie każdy bieg jest dość mocnym treningiem, dlatego chyba ten rodzaj aktywności pozostawię sobie na lepsze czasy lub będę robić jedynie marszobiegi w spokojnym tempie, rzecz jasna w odosobnieniu.

Nie porzucę też całkowicie jazdy na rowerze na zewnątrz. Być może dzisiaj właśnie wybiorę się na samotną (jak zwykle zresztą), krótką przejażdżkę MTB po lesie. Na długą wyprawę nie mam jakoś ochoty.

Już zaplanowałam trasę. Nową ścieżką przy Motoarenie, która prowadzi na Barbarkę, tam pokręcę się po lesie i wrócę do domu. A wieczorem jazda na zwifcie.

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wycieczka bardzo udana, o niskiej intensywności, za to z ładnymi widokami. A na ulicach puściutko. Widać, że zalecenia w życie wdrożone. Tak trzymać!!!