Dzisiaj dzień 8 marca, Międzynarodowy Dzień Kobiet. Z tej okazji nad Martówką w Parku na Bydgoskim Przedmieściu odbędzie się czwarta już edycja Biegu Tylko dla Kobiet. Ma ona charakter typowo „ku radości z biegania”, bez żadnej spiny, bez profesjonalnego pomiaru czasu, za to z wieloma niespodziankami i nagrodami. A zwycięzcą biegu jest każda jedna startująca pani. I bez znaczenia jest czy się biegnie, czy się truchta, czy się idzie z kijkami, czy też bez. Ważny jest sam udział, wyjście z domu i spędzenie godzinki, bądź więcej, na świeżym powietrzu.
Tak właśnie dzisiaj ja podejdę do tego wydarzenia. Zabieram ze sobą Zezia, z którym potruchtam po parku i dobre nastawienie. Pogoda jak na razie super więc zapowiada się fajne przedpołudnie.
Co do dystansu, to jeszcze nie wiem. Jedna pętla to 2,5km, można zrobić dwie albo nawet trzy. Zobaczę podczas biegu czy podejmę wyzwanie na 2 kółka, Czuję, że moje nogi są dość mocno zmęczone po wczorajszym park runie i godzinnym treningu na trenażerze więc nie chcę ani przesadzić z wysiłkiem, ani też narażać organizatorów na długie oczekiwanie na ostatnią zawodniczkę 😛
Czekajcie na relację… mam nadzieję, że na gorąco uda mi się to dzisiaj przekazać.
W poprzednim wpisie obiecałam, że podam zarówno ogólny zarys moich zamiarów sportowych na nadchodzący rok, jak również bardziej szczegółowe informacje.
Jak wspomniałam również, kilka imprez już się odbyło. O nich też napiszę osobne notki.
Początek roku zaczął się zacnie i zgodnie z zamierzeniami. Park Run w dniu 04.01.2020r. w moim wykonaniu nr 13, wcale nie okazał się pechowym, bo go ukończyłam bez żadnej kontuzji.
Zaraz dwa dni później parkrunowy Bieg Trzech Króli, zorganizowany zupełnie spontanicznie przez Pana Janusza. Trasa znana, ludzi sporo, korona na głowie i kolejne 5 km za mną.
11.01.2020 pod tą datą Bieg dla WOŚP – 5km trasa po parku na Bydgoskim Przedmieściu, spotkanie z koleżanką poznaną rok temu właśnie na tym biegu, wywiad dla radia, który jednak nie był wystarczająco porywający, bo nie został odtworzony w eterze i milion dobrej energii – to zdobycze z tego dnia.
18.01.2020, 25.01.2020, 01.02.2020, 08.02.2020 ładnie pobiegane na park runach. Z uwagi na wycinkę drzew, trasa była zmieniona, ale to nawet fajnie wyszło.
I hicior ogromny w dniu 09.02.2020 – Maraton Zumby dla Zwierzaków. Oj…działo się…pełna sala spożywczaka, na której to w dzikich podskokach szalało sporo mieszkańców Torunia i nie tylko.
Tydzień później tj. 16.02.2020r. w Gdyni rozpoczęłam pierwszy z czterech biegów zaliczanych do Grand Prix Gdyni – Bieg Urodzinowy. Bieg w odsłonie 5 kilometrowej organizowany był po raz pierwszy w tym cyklu, dlatego dla mnie był w dwójnasób szczególny. Po pierwsze to moje pierwsze w życiu bieganie w Gdyni, z owianym sławą podbiegiem na Świętojańskiej, po drugie bieg w odsłonie 5 kilometrowej organizowany był po raz pierwszy w tym cyklu. O tym jak mi poszło i co takiego się wydarzyło przeczytanie w osobnym wpisie.
Kolejny tydzień, kolejny bieg. Tym razem coś dla słodkożerców i pączkożerców, do których niewątpliwie się zaliczam. Pączek Run w Łodzi organizowany przez Runoholica. Ten bieg również przejdzie do historii jako jeden z cięższych, ale jednocześnie jeden z najsłodszych medali jakie otrzymałam.
I powoli zbliżam się do końca opisywania zawodów, które są w planach, a które się już odbyło.
Dzisiejszy Bieg Tropem Wilczym ku czci Żołnierzy Wyklętych. To mój trzeci bieg w tym cyklu. Wspomnę tylko, że 3 lata temu, właśnie ten bieg był dla mnie pierwszym w życiu biegiem po medal. Zorganizowany we Włocławku na tej symbolicznej trasie 1963m uświadomił mi wtedy jak baaardzo długa droga przede mną, żeby stać się biegaczem i nie był ostatnim zawodnikiem w stawce. Dlatego co roku zamierzam brać w nim udział właśnie na tym dystansie, mimo tego, że w Toruniu zorganizowano biegi również na 5 i 10km.
Teraz już bez historii i bez większej rozpiski.
8.03.2020 – Bieg tylko dla kobiet (chociaż raz na pewno będę szybsza od Przemka)
28.03.2020 Wirtualny Bieg Ku Czci Żelków – bieg organizowany przez BBKTS Marcin Wąsik. Wszyscy, którzy mnie znając wiedzą jakim uczuciem darzę te miękkie, galaretowate istoty 😛
26.04.2020 – Bydgoski Bieg po Oddech – Myślęcinek. W tym biegu wystartuję razem z Zezolem.
03.05.2020 – Wings For Life World Run w Poznaniu. Tego biegu znawcom tematu przedstawiać bliżej nie trzeba. A dla tych, co nie znają, będzie oczywiście osobna notka. Zapowiada się potężna biegowa impreza.
10.05.2020 – biegowa rozterka. Zapisałam się na dwa wydarzenia, ważne dla mnie jednakowo. Będzie trzeba coś wybrać. Jedno to Bieg Europejski w Gdyni zaliczany do Grand Prix, a drugie to Run Toruń. Co wybiorę? Tego jeszcze nie wiem, chociaż bliższa jestem jednak wyjazdu do Gdyni. A dlaczego tak, napiszę nieco później.
24.05.2020 – Gdynia – pierwsze kolarskie wydarzenie w tym roku. Gran Fondo na dystansie 80km. Będę jechać z Przemkiem, mam nadzieję, że przeżyję ten wyścig i będzie mi dane wziąć udział w kolejnym sportowym iwencie.
27.06.2020 – kolejny z biegów Grand Prix Gdyni – Bieg Świętojański.
04.07.2020 – bardzo ważna data w kalendarzu – Bydgoszcz TRYathlon. Pierwszy triathlon w tym roku na dystansie nieco dłuższym nie zeszłoroczna Blachownia. I chociaż jest to wersja dla początkujących swoją przygodę z TRI, to ja i tak będę się mocno stresować. Na szczęście swoje umiejętności będzie sprawdzał też Przemek, ale na nieco dłuższym dystansie. Obiecuję, że relacja z tego wydarzenia będzie obszerna i okraszona bogatym materiałem foto-video.
11.07.2020 – kolejny bieg w Łodzi po Koronę Łasucha. Bliższe dane nieco później, jak sama będę miała wiedzę co i jak.
26.07.2020 – Triathlon w Blachowni na dystansie supersprinterskim, odsłona druga w moim wykonaniu.
01.08.2020 – sztafeta triahlonowa w Gdyni. To już stały punkt programu, taka nowa, świecka tradycja. Biorę udział w zmianie drugiej – rower.
Również w sierpniu, ale nie znam jeszcze dokładnej daty więc nie wie czy nie pokryje się to ze startem w Gdyni – Nocny Bieg Kopernika. Impreza bardzo sympatyczna, chętnie bym wzięła w niej udział. Co życie przyniesie – zobaczymy.
We wrześniu Walkaton – bardzo sympatyczny marsz z kijkami na dystansie około 7km.
Wrzesień nie odpuszcza i zaplanowany w tym miesiącu jest Bieg Wałem Wiślanym. Mam do niego ogromny sentyment więc będę chciała wziąć w nim udział. Liczę na obecność Kamili.
03.10.2020 – trzecia odsłona biegu po Koronę Łasucha w Łodzi z Dominikiem.
11.10.2020 – Bydgoski Półmaraton i Bieg na 5km – ja oczywiście na tym drugim dystansie. Liczę na nową życiówkę, bo to bardzo szybka trasa.
08.11.2020 – Bieg Niepodległości w Gdyni – ostatni medal do kolekcji Grand Prix – jestem zapisana na 5km trasę. Dodam, że medale ze wszystkich biegów stanowią puzzle, z których powstaje jeden wielki medal. Dlatego tak trudno mi zrezygnować ze startu w Biegu Europejskim. No bo jak będzie wyglądała całość bez jednego elementu? To już raczej nie będzie całość.
I już jako ostatni bieg – Festiwal Biegów Świętych Mikołajów – tutaj planuję debiut na dystansie 10km. Mam zamiar startować z Kamisią. Zobaczymy jak nam to wyjdzie.
Pomiędzy wolnymi od powyższych sobotami, zamierzam brać udział w park runach w większości w Toruniu. Być może zdecyduję się na jakiś bieg w innym miejscu, np. w… Gdyni.
Jeszcze tylko wstawię kilka fotek i będzie można publikować 😀
P.S. Już nie szukam innych zdjęć, bo za chwilę w tym wpisie będę musiała zamieścić kolejna relację z dzisiejszej imprezy.
Wykonało się. Komplet medali za cykl 4 biegów w Inowrocławiu stał się moim udziałem.
Cztery biegi, cztery medale. Green Run, Blue Run, Orange Run i Red Run. Blue Run w trakcie kontuzji, nie mogłam biegać, poszłam z kijkami, w końcu też są niebieskie.
W dniu dzisiejszym tj. 24.11.2019r, odbył się ostatni z cyklu kolorowych biegów w Inowrocławiu.
Pojechałyśmy tam niezmiennie z Kamilą a na miejscu spotkałyśmy się z Kasią.
A pogoda była złośliwa. Podczas podróży do Inowrocławia nawet deszczyk nas spotkał. Na szczęście już na samym biegu było sucho, chociaż ulice i bieżna były nasiąknięte wodą. Temperatura oscylowała w okolicach 2 stopni, ale wiejący wiatr potęgował uczucie zimna.
Ostatni bieg musiał być wyjątkowy i był. Po pierwsze pojechałyśmy na tyle wcześnie, że nawet miejsce na niedaleko mieszczącym się parkingu miałyśmy, po drugie oddałyśmy rzeczy do depozytu, a co za tym idzie, miałyśmy zatem sporo czasu do startu.
Postałyśmy troszkę adorując grzejnik w korytarzu i po kilkunastu minutach ruszyłyśmy na bieżnię celem rozgrzania mięśni. Przetruchtałyśmy dwa kółeczka i od razu ciepełko mi się zrobiło.
Byłam nastawiona bardzo pozytywnie do biegu, pewnie dlatego, że całe 5 dni miałam wolne od treningów i czułam się wypoczęta i dobrze zregenerowana.
Ale takiego obrotu sprawy bym się nie spodziewała. Nie zamierzałam pokonywać siebie na tej trasie, tym bardziej, że wcześniej w Bydgoszczy podczas biegu towarzyszącego na 5km, zrobiłam swoją życiówkę na tym dystansie.
Biegło mi się na tyle dobrze, że gdy spojrzałam na zegarek sprawdzając w jakim tempie biegniemy, to pomyślałam, że to bieg z górki był. Górka kiedyś się skończyła i zaczęło się płasko a nawet niekiedy nieco w górę. A tempo nadal nie spadało jakoś znacząco. Pierwszy kilometr skończył się szybko tak jakoś, widzę 6:31.
Uuuulala…no to pewnie odpadnę na trzecim kilometrze, ale nie zwalniam, bo obok mnie biegnie Kamila i trzyma tempo.
Lecimy dalej, okolica ładna, już kiedyś tam biegłyśmy, park solankowy, jakieś pola, na których dość mocno wiało, na szczęście w plecy. Porównując mój ostatni bieg w Inowrocławiu i ten dzisiejszy, to teraz jakby ktoś węgla doładował do lokomotywy, Taki miałam zapas sił i mocy, że postanowiłam nie zwalniać i po ciągnąć tempo jak najdłużej się da.
Czwarty kilometr też jakoś szybko nadszedł więc pozostał już tylko jeden. Nie ma się co oglądać, trzeba biec jak najszybciej się da. Taaa… a tam za zakrętem pod górkę trzeba się skrabać. Tempo nieznacznie spadło, ale widziałam już stadion z upragnioną metą więc cisnę ile wlezie. Wpadłyśmy na koronę stadionu więc krzyczę do Kamili, że ma lecieć na swoje możliwości. Już nie miałam serca patrzeć jak biegnie z zaciągniętym hamulcem czekając na mnie. Te 500 metrów jakoś dam radę bez Jej obecności.
Poleciała i tyle ją widziałam. Ale jak już wbiegłam na tartan, to też sobie podkręciłam tempo na finiszu. Takim sposobem udało mi się po raz kolejny w tym roku zrobić najlepszy wynik na dystansie 5km.
Jestem z tego bardzo dumna, bo to znaczy, że nie zmarnowałam tego całego roku i chociaż bywało różnie, to można powiedzieć, że się rozwinęłam sportowo.
Chcę to utrzymać w każdym roku, ale wymaga to wielu wyrzeczeń i cierpliwości a na pewno mądrych decyzji i… regeneracji.
To moja czwarta dyscyplina sportowa, którą będę się zajmować. Odpoczynek.
A właściwie to mam jeszcze coś nowego w planach, jako uzupełnienie do treningów. Jutro po raz pierwszy idę na zajęcia zumby. Może właśnie w poniedziałki będę się wyżywać tanecznie i dobrze mi to zrobi na ogólny rozwój. Zobaczymy. Relacja już wkrótce.
Nie, nie… nie ma kolejnej życiówki w bieganiu. Jest za to życiowe tempo w pisaniu relacji z dnia dzisiejszego czyli jak nam tam było na tym biegu.
Bieg na 6 Łap Bydzia Trial oczywiście, jak to już na koniec roku, spontanicznie wpisał się w kalendarz startowy. Uwielbiam brać udział w imprezach sportowych, które połączone są ze wsparciem dla zwierząt czy to finansowym, czy też rzeczowym.
Tym razem padło na Różopole – Myślęcinek koło Bydgoszczy. Bieg w różnych odsłonach, bo można było wybrać sobie i dystans i sposób jego pokonania więc każdy, dosłownie każdy mógł wziąć w tym udział. Trzeba było tylko chcieć.
A nas nie trzeba na takie rzeczy namawiać, wystarczy pokazać, że jest 😀
Pojechaliśmy do Myślęcinka, znaczy ja z Zeziem a w osobnym aucie Kasia z Mamą i córką Olą. Tutaj raz jeszcze wielkie dzięki dla Kasi rodziny za dopilnowanie plecaka.
Pakiet startowy (bardzo bogaty) oraz koszulka odebrane więc można przygotowywać się do rozgrzewki. Ale wcześniej jeszcze przebranie.
Z poprzednich wpisów kto czytał, to być może pamięta, że wylicytowałam swojego czasu strój Iniemamocnego. Pieniądze zostały przekazana na Fundację Niechciane i Zapomniane SOS dla Zwierząt, a strój odebrałam na Biegiem na Film w Zgierzu od Dominika Runoholica.
W tymże właśnie stroju przebyłam dzisiejszą, dość ciężką jak dla mnie, trasę o długości 5,3km.
Biegło się i ciężko, i radośnie zarazem. To bardzo dobre połączenie emocji, bo zmęczenie z uśmiechem na twarzy, to niezła harmonia. Dodając do tej mikstury biegnącego przede mną Zezia, wychodzi naprawdę potężna dawka endorfin i finalnego zadowolenia.
Takie soboty to ja szanuję i takie soboty chcę mieć chociaż raz na tydzień. Wiem, że to zależy w głównej mierze wyłącznie ode mnie, ale czasem nie wiem co ze sobą począć.
A dzisiejszy dzień znów pokazał mi, że skoro nie wiem co ze sobą zrobić, to trzeba założyć buty biegowe i iść do lasu pobiegać. Nie ma lepszego lekarstwa, no… może rower, ale to jak się ma więcej czasu i można Zezia zostawić spokojnie w domu.
Poniżej trochę fotek z biegu i nawet filmik, na którym jesteśmy.
I już wiem, że na wiosnę będzie kolejny bieg, tym razem Bieg po Oddech. Będziemy na pewno.
czyli Monster Coocking i Runoholic podbijają psie serca
Oj działo się w ciągu dwóch tygodni, działo się. Działo się tyle, że nawet nie znalazłam dość czasu na opisanie moich wizyt w zaprzyjaźnionym mieście Łodzi.
Z Łodzią jestem związana od dość dawna, ale teraz to już zupełne szaleństwo mnie opętało i podczas tworzenia kalendarza startowego na rok 2020 oczywiście biorę pod uwagę przede wszystkim wydarzenia organizowane przez Runoholica i Coocking Monster.
Co zrobić… 😀
Teraz chwila wspomnień.
Pierwszy bieg to Pizza Run z Fiero! Bieg na dystansie 4,5km w pięknym miejscu, w parku Baden-Powella w Łodzi, rzecz jasna.
Wyjazd z domu, oczywiście z Zeziem, około godziny 7:00, bo jeszcze na Niesiołka po Anię podjechać musiałam. Support mile widziany, a nawet wskazany więc najlepszy kibic na świecie w osobie Ani, jechał z nami.
Przygotowania do biegu były, a jakże. Specjalnie na tę okoliczność dokonałam zakupu koszulki tematycznej.
A i skarpetki, chociaż z mniejszym nadrukiem, także nawiązywały tematycznie do nazwy biegu.
Przyjechałyśmy z Anią na miejsce nieco wcześniej, żeby zdążyć odebrać pakiet startowy i oddać karmę na zrzutę dla Fundacji Niechciane i Zapomniane – SOS dla zwierząt.
Trasa wyznaczona przez google maps poprowadziła nas owszem do tego parku, jednakże z drugiej strony niż wejście właściwe. Zaparkowałyśmy bolida gdzieś obok, stało tam już kilka samochodów więc nie było strachu, że nasz pojazd skończy źle. Chociaż… również w tym miejscu stał spalony wrak osobówki.
Również na ten bieg przyjechała ekipa dziewczyn, z której jedna dość mocnym akcentem rozpoczęła wydarzenie, przewracając się nieopodal jak długa za sprawą drucianego kółka, prawdopodobnie jakiegoś elementu ze spalonego auta. Żal nam było dziewczyny, bo pewnie się poobijała, ale dzielnie wstała i wraz z koleżankami poszły gdzieś w park.
A my obładowane nieco, bo i Zezio na smyczy, i plecak, i torba z karmą w postaci 6-ciu puszek, ruszyłyśmy na poszukiwanie właściwej ścieżki do biura zawodów.
I tak sobie obeszłyśmy dookoła plac i nadal nie miałyśmy pojęcia w którą stronę należy iść, a czas ucieka. W końcu z pomocą przyszła Pani spacerująca z psem, która pokierowała nas we właściwym kierunku. Droga okazała się dość dzika w wyrazie, ale najważniejsze było zdążyć na czas. Przed nami ukazał się się już park, ale żeby tam się dostać należało zejść z pagórka i wejść na następny. W trosce o Ani kręgosłup zapytałam czy aby na pewno da sobie radę na tej ścieżce, po czym z cichym przekleństwem runęłam na tyłek zjeżdżając po błotnistym zboczu pierwszego pagórka. Klapnęłam chyba z wdziękiem całkiem niezłym i nic by mi się nie stało, gdybym nie nadziała się na niesione na ramieniu puszki. Po czasie wylazł mały siniak i lekko poobijane żeberka.
Ale co tam, komandosi nie pękają. Wstałam dzielnie i w towarzystwie rechotu Ani i własnego też, poszłam dalej.
Na miejscu ogromna kolejka po odbiór pakietu, ale co tam, trzeba odstać swoje. Za to prezentów dla zwierzaków przybywało z każdą minutą. W zamian otrzymywaliśmy losy na loterię fantową, a nagród było naprawdę cała masa. Ola, Dominik i całe grono zaprzyjaźnionych z nimi osób, naprawdę zrobiło kawał dobrej, roboty.
Po rozgrzewce nastąpił start biegu. Jako, że na tych biegach nie ma ani pomiaru czasu, ani żadnej rywalizacji a jedynie dobra zabawa, całe mnóstwo osób ruszyło na trasę w przyjaznym dla mnie tempie. I z tego powodu, jako, że początek biegu niezbyt szybki, mogłam sobie pozwolić na przebiegnięcie dwukrotnie pętli z fajnym podbiegiem na tzw. Górę Saneczkową. A już myślałam, że skończę po jednej.
A po biegu na każdego czekał kawałek Pizzy od Fiero, medal oczywiście też i coś do picia.
Poczekaliśmy aż zostaną rozlosowane nagrody w loterii i chociaż nie udało się nam niczego wygrać, to z zadowoleniem zebrałyśmy się w drogę powrotną. Pewnie zostałybyśmy z Zeziem nieco dłużej, ale droga do domu nadal liczyła 200km więc czas był się zbierać. Dokładnie z tydzień, w kolejną sobotę i tak tutaj wrócimy, tym razem na bieg GAŁGAN RUN 🙂
Nadszedł kolejny tydzień i kolejny wyjazd do Łodzi. Tym razem trasa ogarnięta znacznie lepiej więc na miejsce dotarłyśmy nie dość, że szybciej, to jeszcze z bezpiecznym dojściem do biura zawodów. I tym razem jako podarunek dla Niechciane i Zapomniane – SOS dla zwierząt przywiozłam trochę karmy mokrej i suchej oraz szampony dla psów i dwie zabawki. W podziękowaniu udział w losowaniu nagród na koniec biegu.
Przed biegiem obeszłyśmy z Anią i Zeziem trasę. Fajne miejsce i fajne ścieżki. Tym razem Zezol będzie biegał wraz ze mną, wszak to jest bieg dla par – człowiek i pies. Nadajemy się 😀
Kilka fotek na dobry początek i lekkie przyspieszenia na sprawdzenie czy wszystko gra.
Rozgrzeweczka jak zwykle i można przygotowywać się na start główny. Bieg podzielony został na dwie fale. Pierwsza fala dla zawodników mających do pokonania jedną pętlę – ok. 1.5km oraz druga fala, która biegła tę pętlę trzykrotnie.
Początkowo mieliśmy pobiec w drugiej fali, jednakże Zezio nieco się zestresował przed samym startem i nie miałam pewności jak będzie się zachowywał podczas biegu. Obawy okazały się nieco na wyrost i jak już zaczęliśmy bieg, Zezio powrócił do swojej dobrej formy. Dał mi takie wsparcie, że Ania aż się zdziwiła, że tak szybko zameldowaliśmy się na mecie. Podobno 4-ci byliśmy, ale i tym razem nie było to ani na czas, ani na siłę. Wyłącznie dla zabawy i pogłębienia i tak ogromnej więzi między człowiekiem i psem.
Po ukończonym biegu, każdy uczestnik otrzymał medal. Każdy to znaczy każdy, pies także 😀
W oczekiwaniu na kolejnych finiszerów z drugiej fali, odpoczywaliśmy na trawie.
Jeszcze zbiorowe zdjęcie przed losowaniem.
I nastał równie oczekiwany moment, moment losowania nagród. Tym razem szanse na nagrodę były większe, bo uczestników znacznie mniej a pula nagród nie odbiegała od poprzedniej edycji Pizza Run. Liczyliśmy na jakąś zabawkę dla Zezia, może szelki biegowe, bo by się przydały czy cokolwiek innego jako super pamiątkę z wydarzenia. Nawet jeśli wrócimy bez niczego, to w głowach i pamięci pozostanie nam super zabawa w cudownej atmosferze.
Sporo nagród rozdanych, psy się cieszą, człowieki także, my jeszcze bez pamiątki, ale nie tracimy nadziei. I słusznie, bo…
Numer 28 – voucher na klapki KUBOTA wraz ze skarpetkami!!!
Przecież to hit tego sezonu, przynajmniej w Łodzi w tej naszej społeczności 😀 Ale się ucieszyłam, a dla Zezia smaczek z kurczaka.
I wszystko co dobre i miłe kończy się za szybko, ale takie życie. Trzeba wracać do domu, ale przynajmniej z naładowanymi bateriami.
Moje niezawodne wsparcie i cała drużyna Zezol team na poniższym zdjęciu. Dziękuję Ania, że pojechałaś z nami. Liczę na kolejne wspólne wyjazdy do Łodzi.
Po świetnym debiucie na Ice Cream Run u Dominika Runohlica w Łodzi, apetyt na bieganie w gronie wariatów wzrósł dość szybko.
Gdy zaczęła się promocja kolejnego biegu organizowanego przez Runoholica, to zbyt długo nie musiałam się zastanawiać, a właściwie zupełnie tego nie robiłam, tylko z niecierpliwością czekałam na rozpoczęcie zapisów.
A napięcie przy tym rosło niemiłosiernie. Wszak liczba miejsc była ograniczona, a chętnych, mając na względzie poprzednie zapisy, gdzie numery startowe rozeszły się w ciągu 30 sekund, było znacznie więcej. Odliczanie się zaczęło i wyścig z chętnymi na bieg również. Udało mi się zapisać i opłacić start i byłam tamtego dnia bardzo zadowolona.
Uważam, że jak człowiek chce coś zrobić, coś osiągnąć, to zrobi to nie zważając na przeszkody ani wyrzeczenia, które mogą temu towarzyszyć.
U mnie było dość podobnie, ale od czego dobra organizacja i pomoc przyjaciół. Dzień wyjazdu nadchodził, ale trzeba było jeszcze zorganizować jakieś przebranie. Miał to być strój bohatera książki, komiksu czy filmu. U mnie padło na Ojca Chrzestnego.
Dlaczego? Ano dlatego, że po pierwsze lubię ten film, po drugie ma świetną muzykę, po trzecie było mi dość łatwo skompletować elementy stroju a po czwarte dobrze mi się kojarzy. A kojarzy mi się z Anią i Przemkiem 😀 Oni wiedzą dlaczego.
Jak widać powyżej, tak sobie wymyśliłam i tak zrobiłam. Poniżej jeszcze kilka fotek mojego przebrania.
A poniżej ze specjalną dedykacją dla Maćka 😀
Biegaliśmy wokół zbiornika wodnego w Parku w Zgierzu.
Trasa wokół wody to niecały 1 km. Do pokonania było maksymalnie 5 pętli. Ja zrobiłam 4 pętle w tempie mocno spacerowym, chociaż na więcej mnie nie było stać tego dnia (jak każdego ostatnio), ale atmosfera na biegu wynagradzała dosłownie wszystko. Ludzie poprzebierani cudownie, kolorowo i z bananami na pychach. Nie do opisania.
A po przebiegnięciu dystansu czekało na mecie picie Powerade, ciastka i super medal.
Później dalszy ciąg przyjemności. Losowanie nagród. Było ich sporo, od komiksów przez książki do karnetów do Nowa Gdynia. Niestety tym razem nie udało mi się niczego wylosować. Ale mnie to nie martwiło, gdyż po zakończeniu imprezy i tak miałam wracać nie dość, że z naładowanym endorfinami łebkiem, to z wypasionym pakietem startowym i… ze strojem PANA NIEMAMOCNEGO, który wygrałam na licytacji u Dominika.
Pieniądze z licytacji zostały przekazane na SOS dla Zwierząt Niechciane i Zapomniane w Łodzi.
Z wielką radością wracałam do domu a raczej na wakacje, z których się urwałam na pół dnia. Ale jak wspomniałam, jak się czegoś bardzo chce, to szuka się rozwiązań a nie wymówek.
Teraz w planach kolejne biegi w Łodzi. Pizza Run z Fiero oraz Gałgan Run.
Relacje z biegów oczywiście będą.
Przechwycony w ostatniej chwili. Jestem na tym filmiku i za ten zaszczyt dziękuję jego twórcom 😀
Po raz szósty w ogóle, a po raz pierwszy po kontuzji, wzięłam udział w #212 parkrunie w Toruniu. Jak zwykle atmosfera świetna, bo jak inaczej nazwać emocje jak na zawodach a jednak luz w głowie?
To właśnie najbardziej w nim lubię. Nic nie muszę, wszystko mogę, a i tak daję z siebie prawie wszystko.
Dzisiejszy bieg może nie należał do najszybszych, ale jestem bardzo zadowolona szczególnie z finiszu. Udało mi się przyspieszać już od czwartego kilometra i tak sekunda po sekundzie zmierzałam coraz szybszym tempem do mety. 6:30 min/km ostatni piąty kilometr, to bardzo dobre moje osiągnięcie. Pięknie w to wszystko wplata się Kamila, która idealnie czyta moją aktualna dyspozycję i dostosowuje się do mojego tempa, chociaż mogłaby zrobić to wszystko znacznie szybciej.
Trochę statystyki z dzisiejszego biegu wg www.parkrun.pl/torun
Twoje rezultaty w ramach parkrun Torun nr. 212. Uzyskany przez Ciebie wynik to 00:34:50
Gratulacje z okazji ukończenia 6-ego biegu w ramach wszystkich ukończonych biegów parkrun oraz 6-ego biegu w ramach parkrun Toruń!
Bieg ukończyłe(a)ś na 112-ej pozycji spośród ogólnej liczby 138 uczestników, którzy ukończyli bieg. Wśród uczestników Twojej płci bieg ukończyłe(a)ś jako 28ty kobieta.
Bieg ukończyłe(a)ś jako 2-ej wśród uczestników zarejestrowanych w Twojej kategorii wiekowej VW45-49, którzy ukończyli bieg w dniu dzisiejszym.
Twój rekord życiowy (PB) w ramach parkrun parkrun Toruń pozostaje na poziomie 00:33:06. Twój najlepszy tegoroczny rezultat pozostaje na poziomie 00:33:06.
W dniu dzisiejszym osiągnąłe(a)aś 46.03% najlepszego wyniku uzyskanego na świecie na tym dystansie dla Twojej płci oraz kategorii wiekowej.
Sobota w Łodzi, niedziela w Bydgoszczy a wszystko dla psiaków, które szukają domów.
Bieganie nie jest moją miłością, ale skoro już biegam, to niech to ma jeszcze więcej emocji. A, że kocham psy, to połączenie jednego z drugim musi przynieść samo dobro.
W sobotni poranek wraz z Anią i Zeziem pojechaliśmy do Łodzi na ICE CREAM RUN, bieg organizowany przez Runoholica, zwiarowanego, mega pozytywnego gościa.
Bieg zaliczony, medal jest, lody zjedzone, Zezio zachwycony.
Ale za to niedziela, ale za to niedziela, niedziela będzie dla nas…
i była… Bieganie z cyklu Run Hau 2019 – 16 biegów dla psiaków ze schronisk w całej Polsce.
Tego nie można było ominąć i chociaż biegłyśmy z Kamilą tylko 3km trasę, to radocha na mecie była ogromna jak zawsze.