czyli warto walczyć ze sobą do końca.
Szybki wstęp…
Jest wydarzenie na FB, Jubileuszowy Barbarkowy Bieg Przełajowy z okazji 15 lecia powstania szkoły leśnej na rzeczonej Barbarce. Ogólnie miejsca nie trzeba przybliżać mieszkańcom Torunia i okolic, a osoby, które nie znają naszej dumy, zachęcam do odwiedzenia miejsca zarówno wirtualnie jak i realnie.
Miałam zamiar wziąć udział w tym biegu, dystanse były dla mnie przyjazne 4km lub 8km biegiem albo 4km marsz z kijkami. Zwłaszcza ten pierwszy przypadł mi go gustu.
Jednak jak to bywa w życiu, które naprawdę lubi zaskakiwać, musiałam zweryfikować nieco zamiary. Wyjazd na wieś na weekend jest równie atrakcyjny jak bieg, jeśli nie bardziej.
Pojechałam zatem do zwierzyńca i pogodziłam się z myślą, że w biegu tym razem udziału nie wezmę. Nie było to dla mnie aż tak bolesne, bo dzień wcześniej czyli w sobotę, udało mi się zrobić fajny bieg na 5km, pojeździć na rowerze 15km w pięknych okolicznościach przyrody… i niepowtarzalnych, że zacytuję klasyka oraz pospacerować po lesie z grzybami w roli głównej.
Z formą coraz lepiej, głowa jeszcze szwankuje, ale idzie ku lepszemu i aktywności nie brakuje. Decyzja podjęta: nie jadę.
Ale… info o biegu sprzedałam wcześniej Kasi i Kamili. I właśnie w sobotę wieczorem Kasia pyta czy będę jutro na Barbarce. Odpisałam zgodnie z ustaleniem z samą sobą, że nie. Tyle, że zaczęła mi w głowie kiełkować myśl, że skoro umiałam sobie zorganizować czas na wyjazd do Zgierza, to do Torunia nie dam rady? A jednak bieg przełajowy to fajna sprawa, szkoda rezygnować tak naprawdę z powodu własnego niechcemisia.
I tutaj się sprawdza zasada, że jak się nie chce, to się szuka wymówek a jak się chce, to się znajduje rozwiązania. Zmiana decyzji na tak i szybka wiadomość do Kasi i do Kamili, że jednak w niedziele stawiam się na starcie biegu,ale po zakończeniu szybko wracam na wieś.
Byłyśmy umówione na Barbarce o 10:30. Stawiłyśmy się przed czasem i dawaj na zapisy. Kamila już zapisana, leci 8km trasę, Kasia to samo, a ja… cóż… ja tylko na 4km, bo muszę szybko wracać do domu 😉 Taki żarcik, rzecz jasna, bo bym nie dała rady przebiec tego dystansu w rozsądnym czasie.
Spotkałyśmy jeszcze Kasię Z, która dzielnie będzie kroczyć z kijkami i Monikę P, która z kolei wesprze moje 4km wysiłki. Fajnie, bo nie lubię biegać sama, tym bardziej, że z reguły bywam na końcu stawki.
Po biegach dzieci, które naprawdę mocno się cieszyły z każdego przebiegniętego metra, nastąpił start zawodników nieco starszych i mocno starszych, w tym mnie.
Początek biegu rzecz jasna strasznie dla mnie ciężki, jakoś się nie przyłożyłam do rozgrzewki i pierwszy kilometr nie dość, że lekko pod górkę i po piachu, to jeszcze wolno jak diabli. Albo mi się tak wydawało, bo statystyki aż takie surowe dla mnie nie były.
Miałam do pokonania 2 pętle po 2 km, a pętla składała się z drogi tam i z powrotem, czyli że skoro było pod górkę, to drugi kilometr (no i czwarty) będzie lekko w dół.
Strategii żadnej nie miałam, chciałam się dobrze bawić tym biegiem, nie wlec się, chociaż i tak byłam prawie na końcu i ukończyć przełajowy bieg z podbudowanym morale. Jakoś dziwnie lekko zaczęło mi się biec na 3 km, co mnie zdziwiło, bo własnie środek biegu na dystansie 5km jest dla mnie najgorszy. Zaczęłam przyspieszać i tak sobie walczyłam sama ze sobą nie patrząc na to co się dzieje za mną ani przede mną. Do mety zostało 500m i naprawdę wtedy już docisnęłam tempo. Poniżej 6min/km to ja właśnie takie niedługie kawałki mogę pobiec, ale to właśnie wystarczyło mi, żeby wyprzedzić jednego biegacza, który mi nawet pogratulował oraz…
UWAGA!!!
zająć 3 miejsce w swojej kategorii wiekowej!!!
W życiu bym się nie spodziewała takiego obrotu sprawy. Dowiedziałam się o tym od koleżanki, która została nieco dłużej ode mnie na Barbarce. Przecież ja zeżarłam kiełbasę na zimno, którą każdy uczestnik biegu otrzymał na upieczenie jej na ognisku i pomknęłam na wieś do czekających na mnie psiaków.
A całokształtu dopełnia oczywiście Kamila, która wyrwała do przodu jak rącza łania, słuchawki z czadową playlistą i tylko mi migała na trasie, ale to tak szybko, że tylko raz zdążyłam przybić z Nią piątkę. A szybkość popłaca, bo Kamila zdobyła drugie miejsce w swojej kategorii wiekowej, według mnie w pełni zasłużone, bo to naprawdę był bardzo szybki bieg w Jej wykonaniu. Tego Jej zazdroszczę, ale może kiedyś dorównam ;).
Teraz tak sobie myślę, że należy zawsze walczyć ze sobą do samego końca, bo nie zna się planów organizatorów ani statystyk rocznikowych uczestników biegu i można być mile zaskoczonym po jego ukończeniu.
Ja jestem bardzo zaskoczona, bo słabo biegam przecież, ale wkładam w to wiele pracy i wysiłku a i serca również. To kiedyś musiało przynieść efekty, bo jak widać, w mojej kategorii wiekowej coraz mniej kobiet biega albo bierze udział w zawodach. Zatem moje szanse rosną na zajęcie lepszego miejsca podczas wyścigów, chociaż bardziej będę się cieszyć, jeśli to lepsze miejsce zagwarantują mi moje osiągnięcia z treningów niż absencja zawodniczek w kategorii przed 50-tką.
Tym optymistycznym akcentem kończę swoje wspomnienia ze spontanicznego wyjazdu do Torunia.
Za tydzień wyjazd do Łodzi na Pizza Run. Będzie relacja, można śmiało czekać 😀
To było moje pierwsze wyróżnienie! Twoje w biegu też, prawda? Ale wiem, że nie pierwsze w ogóle, bo masz statuetkę za rower, no nie? 😀 Biegamy biegamy, bo po biegu pizza… (właśnie zjedzona!)
Tak, za bieg pierwsze wyróżnienie 🙂 A za rower owszem, mam. Stoi na miejscu honorowym. Pizza po biegu obowiązkowa i też już pochłonięta 😉
No i dzięki za życiówkę, ale o tym napiszę w osobnym poście.