czyli biegnę dla tych, co nie mogą
Tak bardzo oczekiwany, tak bardzo dopracowany i, w rezultacie końcowym, pięknie pobiegany WINGS for LIFE WORLD RUN.
A miało być tak pięknie…wywiady… (że zacytuje klasyka z Seksmisji).
Wirus niestety pozmieniał życie na wielu płaszczyznach, szczególnie widocznych w masowych imprezach, nie tylko sportowych, ale te głównie mnie dotyczą.
Zmienił, ale nie zniszczył inicjatywy samego biegu WINGS for LIFE. Wszyscy, którzy mieli uciekać przed samochodem, w tym również i ja, biegli w swoich lokalnych zawodach z aplikacją.
Nie sądziłam, że ten bieg, mimo sytuacji i konieczności zmiany planów, odwołania rezerwacji hotelu itp. sprawi mi tyle radości i napełni nadzieją na kolejne dni.
A wcale nie było tak różowo. Na pół godziny przed startem leżałam na łóżku i ogłosiłam światu (no, ok, może kilkoro osobom), że nie biegnę, że nie mam siły, że mi się nie chce, że to bez sensu.
Zmiana w moim nastawieniu nastąpiła dosłownie w ciągu kilku minut. Zmiana na lepsze, na dobre i na jedynie słuszne. Wstaję i kurdę…biegnę.
Dokonało się to przez jedno pytanie, które przyszło do mnie w odpowiedzi na moją bzdurną wiadomość. „CZEMU? Szkoda.”
No właśnie. Czemu?
Masz dwie nogi, przebierasz nimi, jesteś zdrowa, masz wszystko, dosłownie wszystko co trzeba mieć, żeby ruszyć dupę (przepraszam za wyrażenie, ale w tej sytuacji już tylko takie słowo wyrazi bezsens mojego zachowania) i tylko dlatego, że sobie wymyślasz jakieś historie, że nie dasz rady, że jesteś zmęczona, że coś tam…nie chcesz zrobić czegoś dla innych, którzy nawet kroku w domu zrobić nie mogą????
Siła wyższa kopnęła mnie w zad i jak się zerwałam na równe nogi, tak migiem byłam ubrana w strój właściwy i Zezio już też gotowy do pójścia na spacer. Przecież nie muszę biec, mogę zwyczajnie iść sobie spacerem po lesie, skoro już takie lenistwo ciągnące się za mną z kilometr pewnie, mnie dopadło.
Na szczęście wystarczyło po prostu wyjść z domu, włączyć muzykę i ruszyć. A organizatorzy zadbali nawet o taki szczegół, playlistę z muzyką dokładnie na okoliczność tego właśnie wydarzenia, która była gotowa do pobrania, bądź słuchania online, na spotify.
Ruszyliśmy z Zeziem najpierw wolno spacerem, wszak jeszcze zostało, o dziwo, kilka minut do samego startu.
Start o 13:00 naszego czasu. Doszliśmy do skrzyżowania ulic i już pełna dobrych emocji czekałam na włączenie START w aplikacji.
Trasę miałam w głowie przygotowaną, chciałam przebiec 5 km, a co będzie ponad, to bonus i wartość dodana. Oczywiście jak to bywa często, życie weryfikuje nasze zamiary i trzeba czasem robić coś zupełnie bez przygotowania. Trasa mniej więcej pokrywała się z zamierzoną, ale biorąc pod uwagę, że jednak o ponad 2 km dłużej biegłam niż zakładany dystans, trzeba było jakoś zmienić biegowe ścieżki.
Poniżej mapka z przebiegniętą przez nas trasą.
Podczas biegu spotkałam kilkoro biegaczy, trzymali dumnie telefony z rękach więc zapewne w tej samej akcji brali udział.
A ja czułam się szczęśliwa, że jednak udało mi się przezwycieżyć demona lenistwa, nie poddać złemu nastrojowi aż w końcu przebiec niemały, jak dla mnie dystans 7km.
Poniżej jeszcze pamiątkowe zdjęcie z osiągniętym przeze mnie wynikiem.
Dziękuję wszystkim za wsparcie, bez Was na pewno nie wstałabym z łóżka.